Stara Chałupa na Stawkach ( zbudowana przed 1938 rokiem )
Na końcu ul. Stawowej stoi dom. Został zbudowany przed 1938 rokiem. Dom był otoczony ogrodem, w którym rosły drzewa owocowe - pyszne czereśnie oraz jabłka papierówki. Rósł tam również najpiękniejszy, najbardziej okazały w okolicy krzak bzu, który często był naszym "domkiem". Można się było w nim schować Nosiliśmy tam koce, książki i lalki, którym w jego cieniu szyłyśmy ubranka. Dom od roku 1977 roku nie był zamieszkały. Czasami się tam bawiliśmy, chociaż nie wolno nam tam chodzić.
Dom połączony był ze stajnią. Szkoda , że nie ma zdjęć wnętrza tego domu, staram się go odtworzyć za pomocą rysunków. Pamiętam szczegóły, które mnie zawsze fascynowały inne niż w moim domu drzwi, klamki, jakieś przedsionki, schowki, Wyjątkowym miejscem była dla mnie spiżarka, do której zsypywało się ze strychu ziarno takim specjalnym drewnianym tunelem, żeby nie nosić worków.
Wejście do stodoły obok domu przy ul. Krakowskiej
Raz ja sama się "zsypałam" tym zsypem. Byłam wtedy tak chuda, że Dziadek dawał mi kamienie do kieszeni żeby mnie wiatr nie porwał, tylko po co wiatrowi chude dziecko ? Mój kolega też chciał spróbować, ale on był za gruby i utknął, musieliśmy go przeciskać, Jedni pchali z góry a inni ciągnęli go za nogi, które wisiały w spiżarce, w końcu się udało. Od tej pory jeszcze bardziej dbałam o linie, żeby w razie czego móc bez większych problemów eksplorować różne dziwne schowki i przejścia.
Miejsce przechowywania zboża w domu przy ulicy Sportowej na poddaszu. Na środku stoi skrzynia, w której znajdowało się ziarno.
Szkoda, że nie mogłam wtedy utrwalić tych miejsc na fotografii. Wtedy nie rozumiałam jak to jest ważne : okien na „haczyku”, toaletki z ogromnym lustrem, tamburyna, który przypominał mi cygańskie tabory podobnie jak kwieciste suknie , wstążek w szafie, naczyń, które miały dla mnie dziwne nazwy, małego klombiku z przepięknymi narcyzami i tulipanami oraz takimi kwiatkami na które się mówiło szafirki. Klombiki były zawsze owalnego kształtu i otoczone kamykami dookoła.
Przy domu stała szopa, w której było drzewo oraz wędzarnia. Dom był podpiwniczony, prowadziły do niego dwa schody i zielone z czasem coraz bardziej odrapane drzwi z mosiężną klamką, a potem były jeszcze jedne drzwi już prowadzące bezpośrednio do przedsionka, na wprost wychodziło się do stajni, po lewej stronie była spiżarka po prawej kuchnia oczywiście z piecem, a dalej pokój. Ten pokój pamiętam najmniej.
Wejście do stajni przy domu na ul. Stawowej
O tym miejscu już powstają lokalne opowieści. Ludzie, którzy przechodzą obok zastanawiają się co też tam było. Kilka miesięcy temu zaskoczona usłyszałam historię, że miało tam mieszkać małżeństwo, które pewnego dnia zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach we mgle, która nagle otoczyła dom. Ja znam historię tej rodziny, nikt tutaj nigdy w niejasnych okolicznościach nie zniknął, chyba że były to cukierki zostawione w kuchennej szafce. Ale jak widzimy to miejsce, jak wiele innych w Bolęcinie zaczyna żyć już swoją nową na wpół legendarną historią. Kiedy przeminą osoby pamiętające historię tego miejsca, któż zabroni opowiadać o nim legendzie . . .
